|
|
|
|
Relacja z wizyty w Chorzowskim "Kapeluszu" 16 lutego 2008
"Kapelusz" to spora hala wystawowa w kształcie Kapelusza (naprawdę udane dzieło architektoniczne - przynajmniej z zewnątrz się ładnie przezentuje) położona na terenie Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie (forum śląskich rolkarzy tutaj). Gdzieś tak w styczniu 2008 w Kapeluszu powstał skateinpark.pl. Inicjatywa bardzo fajna, rolkarze ślascy mają teraz podczas zimy gdzie pośmigać. W hali jeżdzą też agresywni i młodzi deskorolkowcy i no i czasem "szybcy". Od dawna chciałem poznać rolkarzy śląskich, bo znałem ich jedynie z lektury forum i ze zdjęć no i słyszałem wspaniałe relacje na temat warunków panujących w hali i rozmiarów obiektu.
Wyjazd
Założyłem na narolkach.pl zatem wątek i zebrała się masa ludzi. Pojechaliśmy tylko w dwójkę - ja i Bolek. Wyjazd miał być sobotę. W poprzedzający piątek siedziałem do póżnej nocy przy komputerze załatwiając to i owo. Nevermind. Rano w sobotę śpię w najlepsze i nagle dzwoni Bolek. Wstaję zatem i siadam do kompa, włażę na forum i oczywiście musiałem sie udzielić w jakimś wątku, co kosztowało mnie sporo czasu. Nie mogłem się oderwać, lecz gdy już czułem, że jeśli nie wstanę to nie zdąże, to wstałem. W ciągu 15 minut przygotowuje się do wyjścia, kubeł zimnej wody na głowę, koszulka na zmianę do torby, kubeczki, roleczki, paseczki. I siup - tyle mnie było widać już byłem na zewnątrz. Rzecz jasna i tak się spóżniłem .... i scenariusz taki sam jak wyjazd do Poznania na 8PM – musiałem kupować bilet w pociągu. Dla zainteresowanych: Przejechanie 78 kilometrów pociągiem osobowym do Katowic zajmuje 1:38 minut i kosztuje 11 złotych. Pospieszny jedzie tyle samo a kosztuje 17 zeta. Bolek czekał na mnie już wychylony z drzwi pociągu. Wsiadłem zatem i przegadaliśmy całą drogę.
Na miejscu
Na okropnym dworcu w Katowicach zrobiłem pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy w miasto. Dworzec jest ohydny i chyba każdy go już widział. Katowice sprawiają wrażenie mega brudnych. Już na dworcu czynilśmy przerózne przygotowania do wyskoku na Chorzów i zakupiliśmy bilety na dwa miasta (2.90pln). Do WPKiW można dojechać tramwajką 6 i 41 z "Rynku" (taki plac na końcu Stawowej z widokiem na Spodek). Gdy wychodzi się z dworca katowickiego na miasto przechodzi się kładką i schodzi się schodami w dół, po prawej na rogu zjedliśmy kurczaka w "Conieco". Fajna, oszklona knajpka - jedzenie smaczne, tylko strasznie brudno na podłodze i taki dworcowy klimat. Nie ma atmosfery aby się rozsiaść wygodnie i odprężyć. Bolek nie miał ochoty nic jeść, ale zamówił kurczaka i frytki.
Gdy skończyliśmy się posilać zadałem siedzącej za mną pani pytanie, czy nie wie gdzie jest ulica "Lubnia" względnie sklep hedonskate, bo miałem w planie odwiedzić katowickie sklepy z branży. Jej wyraz twarzy zdradził mi, że nie ma pojęcia. Powtórzyłem eksperyment na innej osobie - z lepszym rezultatem - polecono nam zobaczyć na Stawową, bo "tam jest kilka sklepów sportowych". Wyszliśmy zatem zamykając za sobą drzwi.
Chrom
Ruszyliśmy Stawową. Bolek jak zwykle troche z przodu, bo mu zimno było (nie wziął kurtki) i szedł szybkim krokiem, więc cały czas musiałem go gonić.
Rozglądam się naookoło, ale żadnego sklepu sportowego nie widzę. Po chwilii spostrzegam jednak wymalowany napis "Chrom" - sądzać po wrzucia grafitti chodzi o skateshop. Wchodzimy w oficynę, której struktura jest tak zaplątana jak największy bałagan w szafie. Bardzo nieprzejrzyste zagospodarowanie przestrzeni. Po kilku krokach nie miałem jednak już żadnych wątpliwości, że w tej oficynie jest sklep dla skejtów. Mineły nas cztery zakapturzone i głośno brechtające postaci, które przekazywały sobie z rąk do rąk szklaną lufkę.
W kącie podworca zauważylismy upchnięte schody, weszliśmy zatem do sklepu i wpadliśmy od razu na wielką gablotę ze szklanym arsenałem używanym do jarania gandzi. Bonga, lufy i inne pipety. Dawno tyle szkła nie widziałem. Chrom jest bardzo przestronny, głównie ciuchy – szerokie spodnie i bluzy z kapturem (niektóre bardzo ładne) nawet desek nie widziałem. O rolkach zapomnij. W zasadzie nie wiem czego szukaliśmy... Ja miałem nadzieję, że chłopaki z branży będą znać Pawła Komosę, ale popatrzyli na mnie ze zdumieniem. Wyobraźcie sobie z jakim zdumieniem spoglądali na Bolka, który miał na sobie czarny wysłużony polar, spodnie dresowe i torbę z rolkami. Nastepnym razem wpadniemy tam w bluzach z kapturem . Po asortymencie sklepu widać, że subkultura skejtów przykłada sporą uwagę do lansu.
Zwiedziliśmy jeszcze drugi Chrom o profilu snowboardowym, ktory był dwie bramy wcześniej. Dowiedzielismy się tam jak trafić do hedonskate (w momencie pisania jest na Ligocie, ale ma być przeniesiony) i dowiedzieliśmy się jak dlugo trwa podróż do Chorzowa tramwajką. Bolek porwał jeszcze jakąs gazetę branżową z trawą na okładcę i wyszliśmy.
Tramwaj
Zanim wogóle trafilismy do tramwaju, błakaliśmy się po mieście w poszukiwaniu sklepu spożywczego, chcieliśmy kupić coś do picia i jedzenia na pobyt w Kapeluszu – niby znależlismy alberta, ale był tam dłuuugie kolejki, więc ruszyliśmy w pierwszą lepszą stronę i trafiliśmy na plac targowy. Chciałem kupić tylko wodę do picia, ale akurat jakiś pijak stał przy okienku i kołysając się i mamrocząc załatwiał swoje sprawunki. Wreszczie poszedł. Póżniej się okazało, że na terenie parku istnieją małe lokale gastronomiczne.
Udaliśmy się zatem na tramwaj, dobrze, że długo nie czekaliśmy, bo mróz był straszliwy, tak z minus pięć. Jakimś cudem wogóle udało się nam wepchać, bo, jak na komendę, tramwaj zaszturmowali wszyscy katowiczanie i chorzowianie, którzy kręcili się po okolicznych ulicach. Jechaliśmy w wielkim tłoku - jak w godzinach szczytu, była może pierwsza w sobotę. Jadąc niczego ciekawego niestety nie widzieliśmy. Na jednym z przystanków tajemnica załtoczonego tramwaju się wyjaśniła: Na przystanku "Silesia" tramwaj gwałtownie się wypróżnił i wszyscy poszli na sobotnie zakupy. Jakieś trzy przystanki później zaczął się już Chorzów. Wysiedliśmy zatem i znależliśmy się – jak za dotknęciem czarodziejskiej róźdzki - u wrót i bram do parku, gdzie miał być ukryty kapelusz.
Kapelusz
No to idziemy! Poszliśmy maszerując szybko, Bolek jak zwykle 50 metrów przede mną, bo mu zimno było i tak oto dotarliśmy pod drzwi Kapelusza. Park sprawia wrażenie ogromnego, ale nie zwiedzaliśmy go – pogoda. choć słoneczna – nie była zachęcająca do spacerów. Wiało mróźnym powietrzem. Czym prędzej szukalismy zatem schronienia pod kapeluszem. Przykro mi to mówić, ale kapelusz z dala wygląda lepiej niż w środku. Samo wejście jest nieszczególnie zachęcające, ale może to tylko takie moje odczucie. Na zdjęciach, które widziałem wcześniej (z innych wypraw) wydawał mi się znacznie większy, teraz już wiem dlaczego: Na hali są ustawione bandy, które pomniejszają optycznie powierzchnię. Gdy patrzymy na zdjęcie nasze oko ocenia odległość od ścian a nie od band, które ledwo widać. Dodatkowo – oprócz ramp techramps, koło torów slalomowych, stoi jakaś badziewna konstrukcja przypominająca rampę.
Weszlismy zatem i zmierzałem spokojnym krokiem do bandy, aby ogarnąć wzrokiem wnętrze kapelusza. Wcale nie było filcowe, był dosyć imponujące, aczkolwiek kiepsko doświetlone – około godziny 14 było tam tyle światła co w brudnym akwarium. Takie brązowo-zielono-zółte światło – widać to będzie na brudnych zdjęciach. Wieczorem oświetlenie się poprawiło, bo włączono komplet lamp. Zdaje sobię oczywiście sprawę, że doświetlenie takiego obiektu jest kosztowne. A opłaty są za korzystanie są żadne, więc nie mam żadnych pretensji, jedynie relacjonuję.
Nie zdążyłem jednak przekroczyć linii bandy, bo zostałem poinformowany przez prowadzącego tam zajęcia na minirolkach "rollback", że hala jest czynna od 14.00 Pod jego opieką dzieciaki jeżdziły slalom na przyczepianych do buta takich dwukołowych piętkach. Świecących. (!)
W hali było niestety zimno z powodu niskiej temperatury na zewnątrz. Marznąc pofilmowałem nieco jazdę młodzieży na piętach, pogadaliśmy z ich opiekunem, a gdy wybiła czternasta zaczeliśmy się przebierać i rozgrzewać. Ja musiałem pobiegać przez 15 minut i drugie tyle się rozgrzewać na rolkach, bo było mi straszliwie zimno. Potem pojeżdziłem trochę dookoła, aby wyczuć grunt. W tym czasie kapelusz dośc gwałtownie napełniał się nowymi jeźdzącymi – przychodzili głównie młodzi deskorolkowcy.
Pierwsze spotkanie z nawierzchnią było trudne, wydawała mi się kleista i nieco brudna. Dla mnie mniej śliska niż asfalt (jeżdziłem wtedy na małych kołach 88A). Formę miałem kiepską tego dnia, poznałem to po tym, gdy hamująć acidem łapałem odrazu glebę. Szło opornie na początku, bolały mnie kolana i odpychałem się bez energii. Na szczęscie z biegnącymi minutami i wraz ze zwiększonym dogrzaniem organizmu zaczynałem czuć się lepiej i jeżdziłem w kółko. Przez cały pobyt w kapeluszy żałowałem, że nie wziąłem bielizny technicznej - myślałem, że będzie ciepło! W efekcie jeżdziłem przez 4 godziny w mokrej bawełnianej koszulce.
Co chwilę pojawiało się coraz więcej deskorolkarzy i tłukli się niemiłosiernie deskami. Niektórzy z nich wyciągali statywy i rozstawiali kamery filmując kolegów. Widziałem również jak dbają o lans, gdy jeden drugiemu zakładał czapkę w odpowiedni sposób. Na głowę. Nie umiem sobie inaczej tej obserwacji wytłumaczyć. Tak przed piętnastą została włączona muzyką i myślałem, że tam nie wytrzymam. Pogłos muzyki i hałas tłukących się desek stawał się uciążliwy. Po dłuższym czasie nieco się przyzwyczailiśmy, ale przebywanie w hałasie jest męczące. Zatęskniłem do samotnych alejek i wylajtowanego niezmąconego niczmy fristajlowania. Oczywiście jeśli można mieć takie życzenie, bo w zimie nic innego niż hala nie pozostaje.
Pierwszy z ekipy śląskiej pojawił się Łukasz z dłuższym włosem i w biało-czarnych spodniach wojskowych i salomonach fsk (thunder?) Wesoły gość. Rozstawił swoje kubeczki w bardzo staranny sposób, przeplatając je kolorami i zaczeliśmy obydwoje fristajlować. Zakomunikował mi, że reszta ekipy pojawi się trochę później.
Jeżdziliśmy i jeżdziliśmy... mało brakowało a poszlibyśmy na piwo, ale broniłem się, twierdząc, że potem nie będe mógł jeżdzić. Koło 16 pojawił się młody talent Kamil na PS Cellach II. Próbował nawet jeżdzić na tylnim kółko slalomem, co mam nawet nagrane. Niezarejestrowane pozostało niestety jak jedzie płynnie na palcach crossem do przodu. Dla mnie niecodzienna umiejętność. Próbowałem nakręcić więcej momentów, ale skutecznie umykali sprzed aparatu i udawali niefotogenicznych. Przed piąta pojawił się i DarK w osobie własnej i zapytał zdziwiony gdzie reszta. Niewiele mogłem mu odpowiedzieć, było nas tylko dwóch – a Kraków taki wielki.
Mniej więcej w tym czasie Bolek złapał fazę na pokonywanie własnych lęków i zaczął podjeżdzać i zjeżdzać z obok ustawionej "rampy" (będzie na filmie) - tak to go bawiło, że cały czas go tam widziałem. W porze obiadowej, czyli około 17, z kanapką w ręku, udało mi się namierzyć Pawła Komosę i pogadaliśmy sobie chwilę o zawodach freestyle w Polsce, Mavenach, kontuzjach przy agresivie, o hedonskate i powerslide.pl.
W okolicach 18 pojawił się Lucjan i sympatyczny kolega w brązowej bluzie w ciemne pasy, który nas podrzucił potem autem na dworzec. Głupio wyszło, ale umknęło mi jego imię. Dziękujemy jeszcze raz! Co zabawne, wszyscy tamtejsi rolkarze jeżdzą w salomonach FSK. Reasumując: hala fajna, zwłaszcza na zimę, wieczorem gdy brakuje światła dziennego robi się tam nawet fajniejszy klimat, nawierzchnia jest w porządku - wolę oczywiście asfalt. Ślązacy mogą być szczęśliwi, że mają taką miejscówkę. Jestem nieco niepocieszony, że nie poznałem mojego idola pepe, vipera i koziara2, ale kiedyś to nadrobimy i pójdziemy wszyscy - gdy będzie cieplej - na wspólne piwo.
Wychodzimy
Ja zacząłem około 18.00 odczuwać zmęczenie ciągłą jazdą, bolały mnie przednie duże palce u nóg i ogólnie czulem zmęczenie. Postanowiliśmy opuścić kapelusz wcześniej niż planowaliśmy. Zostaliśmy podrzuceni na szczęście samochodem na dworzec. Kupiliśmy bilety powrotne - i ponieważ mieliśmy trochę czasu - ruszyliśmy w miasto. Poszliśmy znowu Stawową napić się piwa i tutaj przydarzyła mi się nieprzyjemna historia. W okolicach macdonalda zauważyłem stojącą dziewczynę, podszedłem i zapytałem ją o fajne miejsce gdzie moglibysmy napić się piwa. Wzruszyła ramionami i powiedziała, że nie wie. Nie była zakonnicą, po ubiorze poznałem, że raczej nie przesiaduje na łącę, tylko raczej w knajpkach, więc zapytałem ponownie: "Nie pijasz piwa, czy nie jesteś tutejsza?" na co owa dama odrzekła mi sucho, że "Piję, ale czekam na koleżankę.". Mogłem już w tym momencie odpuścić, ale zadałem jej jeszcze jedno pytanie: "Chcesz mi powiedzieć, że mam już sobie pójść?". Nie patrząc na mnie odpowiedziała krótkie "Tak.". Najwyraźniej trafiłem na niefajną babkę. Ech... nieładnie.
Po prawej zobaczyliśmy z dala lokal o nazwie "Tawerna". Nie zbliżaliśmy się, zawróciliśmy i zahaczyłem dwie spacerujące panie pytając o rekomendację lokalową. "Za rogiem jest city pub". No i to była świetna lokalizacja. Klub znajduje się dosłownie na wprost wyjścia z dworca. Weszlismy w oficynę - mam wrażenie, że w katowicach jest mnóstwo oficyn. Po drodze do tego klubu Bolek kupił Sprajta. Jesteśmy pod drzwiami, chcemy minąć wielkich bramkarzy, ale zostaliśmy zatrzymani z ... powodu sprajta. Ten większy mówi: "Nie wolno z piciem". Ale przecież to niewinna butelka, zamierzamy pić piwo. "Niech pan schowa do torby". No i weszliśmy. Klub przyjemny, bardzo rozbudowany, posiadający wiele pomieszczeń, dosyć ekskluzywny, sporo na czarno polakierowanego drewna, luster i wygodne miejsca do siedzenia. Tylko ... większośc miejsc zarezerwowana... Trochę się pokręciliśmy, zanim znależliśmy, mimo optycznie wolnych stolików, wolne miejsce. Siedliśmy przy barze i wypiliśmy po browarze omawiając wyjazd.
Potem już tylko droga do pociągu. Tu znowu pogadaliśmy, a do rozmowy włączyły sie dwie osoby i czas podróży upłynał nam szybko. Nim się oglądneliśmy byliśmy w Krakowie. Ja jeszcze odwiedziłem zlot klasowy i około drugiej w nocy dowlokłem się z rolkami na szyi do łożka.
Tutaj jest uzupełniający klip video. Oglądać z muzyką, no i najlepiej na dużym ekranie
Sporządzono 19 lutego 2008, miko
|
|
|
|
|
|
|